Wielkopolski Ośrodek Ekonomii Społecznej 2015-2018 - Inspiracja Wiedza Praktyka

CZĘŚĆ PIERWSZA - WIEDZA

1. PRZEDMOWA

Uruchom lektora:
Rozmiar czcionki: A | A+ | A++   Kontrast: Tryb kontrastu Wysoki Tryb standardowy Standardowy

Oddajemy w Państwa ręce publikację podsumowującą kolejny etap działalności Wielkopolskiego Ośrodka Ekonomii Społecznej, akredytowanego przez Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej ośrodka wsparcia ekonomii społecznej prowadzonego przez Stowarzyszenie Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych i zajmującego się kompleksowym wspieraniem przedsiębiorstw społecznych oraz wszystkich tych, którym los społeczności lokalnych i ludzi oddalonych od rynku pracy nie jest obojętny. Za nami kolejny plan działania rozpisany na lata 2015-2018 i z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że założone cele zrealizowaliśmy w 150%. A był to plan niezwykle ambitny – spośród wielu wskaźników warto wymienić: 200 nowych miejsc pracy w przedsiębiorstwach społecznych, wsparcie szkoleniowo–doradcze dla minimum 105 podmiotów ekonomii społecznej czy wsparcie – w tym samym zakresie – dla przynajmniej 600 osób. W chwili, kiedy oddajemy tę książkę do druku, wsparciem zostało objętych już ponad tysiąc osób i 218 PES, a liczba miejsc pracy w przedsiębiorstwach społecznych przekroczyła 240. Mamy prawo być dumni z tych osiągnięć. W publikacji przedstawiamy – krok po kroku – w jaki sposób te i podobne cele można zrealizować: począwszy od diagnozy subregionu konińskiego i nawiązaniu współpracy ze środowiskami lokalnymi, opisujemy, jak założyć spółdzielnię socjalną i w jaki sposób uzyskać dofinansowanie na miejsca pracy w przedsiębiorstwie społecznym. Szukamy wreszcie inspiracji – zastanawiając się, jaką rolę może odgrywać ekonomia społeczna w gospodarce obiegu zamkniętego czy rewitalizacji społecznie odpowiedzialnej. Zależy nam bowiem na tym, żeby ta publikacja była nie tylko przewodnikiem, ale też inspiracją do działania i poszukiwania nowych możliwości rozwoju ekonomii społecznej, po to, aby upowszechnić ją wśród możliwie najszerszej grupy ludzi, bez względu na ich wiek, płeć, rasę czy światopogląd. Inspiracje będą potrzebne, bo przed nami kolejne wyzwania – niosą je ze sobą zmiany demograficzne, gospodarcze, społeczne, jakie coraz szybciej zachodzą w Polsce i na świecie.

Wiele ważnych rzeczy wydarzyło się w sektorze ekonomii społecznej w ciągu ostatnich trzech lat – znowelizowana została ustawa o spółdzielniach socjalnych, dwukrotnie przeprowadzony został proces akredytacji OWES, a nowelizacja ustawy Prawo zamówień publicznych otworzyła przed jednostkami samorządu terytorialnego i przedsiębiorstwami społecznymi nowe możliwości współpracy. Wiele wydarzy się w sektorze ekonomii społecznej w ciągu najbliższych lat.

Bądźmy częścią tych wydarzeń.

 

Prezes Zarządu Stowarzyszenia Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych Zespół Stowarzyszenia Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych

2. DLA KOGO JEST EKONOMIA SPOŁECZNA?

Rozmowa z Przemysławem Piechockim, prezesem Stowarzyszenia Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych

Uruchom lektora:
Rozmiar czcionki: A | A+ | A++   Kontrast: Tryb kontrastu Wysoki Tryb standardowy Standardowy

Wyobraź sobie, że złota rybka może spełnić jedno Twoje spółdzielcze życzenie. Co by to było?

Chciałbym, żeby nasz sektor rozwijał się szybciej, niż do tej pory i żeby przynajmniej połowa społeczeństwa wiedziała, czym jest ekonomia społeczna, a 25-30% społeczeństwa było aktywnie w nią zaangażowane.

To trzy życzenia i w dodatku bardzo ambitne. Da się to zrobić bez złotej rybki?

Tak. Jesteśmy w okresie przełomowym – albo podejmiemy decyzje dotyczące naszej przyszłości i zaczniemy działać albo dostaniemy zadyszki i ugrzęźniemy w debatach na temat tego, w jakim kierunku się w ogóle mamy się rozwijać. Owszem, debata jest potrzebna i powinniśmy ją przeprowadzić jak najszybciej.

Czego powinna dotyczyć ta debata?

Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie – jaką ekonomię społeczną chcemy robić w Polsce? W Stowarzyszeniu pojmujemy ekonomię społeczną bardzo szeroko, uważamy że powinna być ona otwarta na całą społeczność. Na wszystkich, którzy chcą zrobić coś pozytywnego dla siebie i innych w sposób odmienny od tradycyjnego biznesu. Do tej grupy zaliczamy również ludzi, którzy być może nie spełniają wszystkich przesłanek dotyczących wykluczenia społecznego, ale chcą ze sobą współpracować, chcą działać na rzecz rozwoju lokalnego i zgadzają się co do tego, że zarabianie nie jest najważniejsze.

Czy takie podejście to nie jest przypadkiem ucieczką do przodu? Przez ostatnie lata celem ekonomii społecznej w Polsce była walka z bezrobociem i reintegracja zawodowa osób zagrożonych wykluczeniem społecznym. Według wszelkich statystyk tę walkę udało się wygrać, a bezrobocie nie istnieje. Jakie wyzwania czekają w takim razie ekonomię społeczną?

Tworzenie miejsc pracy dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym to fundament ekonomii społecznej, ale jednocześnie też jej wąski wycinek. Postulujemy nazwanie tego konkretnego obszaru ekonomią solidarną dla wyróżnienia jej spośród innych aktywności, jakie można podejmować w obszarze ekonomii społecznej. Bo ekonomia społeczna to również rozwój lokalny i odpowiedzialność za środowisko lokalne. I myślę, że nie da się zrobić ekonomii solidarnej bez ekonomii społecznej. Bez pomysłów, bez chęci do działania, bez ludzi, którzy nie tyle muszą, co chcą coś zrobić.

Wspominasz o lokalności. Dlaczego jest ona taka ważna?

Zacytuję klasyka. Adam Smith powiedział, że podstawą ekonomii, również społecznej, jest właśnie potrzeba lokalna. Ktoś chce kupić chleb, ktoś inny zanieść buty do szewca, ktoś szuka fryzjera. To są potrzeby i usługi lokalne. Jest potrzeba, pojawia się osoba lub grupa osób, która może ją zaspokoić. Myślę, że budowana lokalnie gospodarka ma większe szanse na sukces. Jeśli spojrzymy z perspektywy makroekonomicznej, to widać, że gospodarka bardzo się zglobalizowała. Możemy kupić to samo ubranie, te same buty i kosmetyki w każdym miejscu na świecie. Tymczasem ludzie poszukują lokalności, produktu zakorzenionego w ich codziennym świecie.

A czy nie jest tak, że lokalność kosztuje więcej? I nie każdy może sobie na nią pozwolić? To, co jest atrakcyjne dla mieszkańców dużych miast, może odgrywać rolę drugorzędną dla mieszkańców wsi i małych miasteczek.

Uważam, że jest odwrotnie. W gospodarce globalnej wszystkie biznesy dążą do konsolidacji. Dzięki temu, produkty i usługi, które ofertują, są tańsze. Jeśli nie pojawią się żadne ruchy oddolne, które zaoferowałyby klientom jakąś alternatywę, to konsolidujący się kapitał nie będzie miał żadnej konkurencji. A wtedy możemy się spodziewać wzrostu cen. Jestem też zdania, że ludzie w coraz większym stopniu będą doceniać, że coś jest z Poznania, Konina czy Wrześni. Nie dlatego, że będzie to miało znaczenie ideowe, ale dlatego, że będzie to lepiej dopasowane do potrzeb mieszkańców. Nie mam wątpliwości, że dużo łatwiej będzie przygotować produkt dla sąsiada innemu sąsiadowi, niż wielkiej korporacji z siedzibą w Londynie czy innym wielkim mieście.

A co, jeśli człowiek z londyńskiej korporacji wie więcej ode mnie o potrzebach moich sąsiadów?

Trzeba się lokalnie organizować, rozmawiać ze sobą i zbierać informacje o swoich potrzebach. Bo jeśli to ludzie z wielkich korporacji będą decydować za nas, to nie będzie to ekonomia społeczna, tylko standardowy produkt, produkt, którego często nikt z nas nie potrzebuje. Ważne będzie też pokazanie, że za ekonomią społeczną stoją ludzie, i że ostatecznie ona jest przede wszystkim dla ludzi. Gdyby ekonomia społeczna stała się w tym obszarze silą gospodarczą, to jednym z jej podstawowych elementów będzie odpowiedzialność za mieszkańców, szczególnie tych zagrożonych wykluczeniem społecznym. I jestem przekonany, że ta odpowiedzialność będzie większa, niż w przypadku dowolnej światowej korporacji.

Czy są już przedsiębiorstwa społeczne, które myślą w podobny sposób i zaczęły takie rozwiązania wdrażać?

Jest dużo przedsiębiorstw, które mogłyby być przedsiębiorstwami społecznymi, bo taką potrzebę już zauważyły. To na przykład wszystkie te oddolne inicjatywy, tzw. hipsterskie, o których tak dużo się teraz mówi. Myśmy, jako Polska bardzo mocno skupili się na wątku integracyjnym przyjmując, że ekonomię społeczną będziemy robili tylko z osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym spełniającymi cały szereg przesłanek. Najczęściej sprowadza się to do zbierania potwierdzeń z różnych urzędów, które to wykluczenie mają udowodnić. W związku z tym, że ten etap działania jest tak sformalizowany, znaczna liczba osób, która mogłoby zrobić coś fajnego w sektorze, rezygnuje. To jest zmarnowany potencjał, bo przecież dużo łatwiej jest budować z ludźmi, którzy mają na siebie pomysł, którym zależy na społeczności i na tym, żeby tworzyć miejsca pracy dla osób zagrożonych wykluczeniem społecznym.

Trwają prace nad ustawą o ekonomii społecznej i solidarnej. Czy powinnyśmy się spodziewać dużych zmian czy będzie to raczej uporządkowanie i potwierdzenie status quo?

Nazwałbym to raczej porządkowaniem, dostrzegam jednak w tym porządkowaniu pewne zagrożenie. Po raz kolejny próbujemy zdefiniować każdą aktywność w strefie ekonomii społecznej, przez co ryzykujemy, że znowu stanie się ona zbyt hermetyczna dla osób pochodzących spoza sektora. Z drugiej strony, chciałbym mocno podkreślić, że ta ustawa jest bardzo potrzebna. Mamy, bowiem do czynienia z taką specyficzną sytuacją, że są w Polsce bardzo duże pieniądze na rozwój ekonomii społecznej, są dokumenty strategiczne, wytyczne unijne, jest Krajowy Program Rozwoju Ekonomii Społecznej, a nie ma ustawy, która definiowałaby, co to jest ekonomia społeczne, czym jest podmiot ekonomii społecznej, co oznacza status przedsiębiorstwa społecznego. Pilnie potrzebujemy prawa – jasnego, przejrzystego, łatwego do interpretacji. Bez niego ciężko będzie stworzyć dobry ekosystem dla rozwoju ekonomii społecznej.

Dlaczego ustawa o spółdzielniach socjalnych nie wystarczy?

Ona mogłaby wystarczyć, gdybyśmy, jako sektor podjęli decyzję, że spółdzielnie socjalne z samej definicji spełniają kryteria przedsiębiorstwa społecznego. A nie jest tajemnicą, że jest wiele grup społecznych w Polsce, które uważają, że same spółdzielnie socjalne to za mało.
Chcą spółek, fundacji i stowarzyszeń, które spełnią kryteria przedsiębiorstw społecznych. Ustawa o spółdzielniach socjalnych nie definiuje tych kryteriów, a są one bardzo potrzebne do tego, żeby ekonomia społeczna była w stanie się rozwijać dużo, dużo lepiej.
Inny problem – przedsiębiorstwa społeczne czy podmioty ekonomii społecznej mogą robić wszystkie rzeczy, których prawo nie zakazuje, ale już z punktu widzenia samorządu sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie – oni podejmują działania wyłącznie w tym obszarze, w którym ustawa wyraźnie wskazuje, że mogą tak zrobić. Dobrym przykładem jest ustawa Prawo Zamówień Publicznych. Teoretycznie przewiduje ona możliwość wspierania przedsiębiorstw społecznych poprzez stosowanie np. klauzul społecznych czy zamówień zastrzeżonych przez Zamawiających. W praktyce, samorządy lokalne mają związane ręce, gdyż jednocześnie ustawa nie wskazuje wprost rozwiązań, które dawałyby im możliwość wspierania tego rodzaju podmiotów. Z jednej strony mamy więc zamówienia zastrzeżone, dla m.in. przedsiębiorstw społecznych, które są zarządzane demokratycznie i które przeznaczają nadwyżkę finansową na cele społeczne. Z drugiej strony brakuje jasnych przepisów dla Zamawiających, na podstawie których mogliby oni sprawdzić czy dane przedsiębiorstwo spełnia te kryteria. A skoro brak jasnych wytycznych, to Zamawiający woli nie korzystać z tego narzędzia, żeby nie popełnić błędu. Istnieje proste rozwiązanie, które całkiem dobrze sprawdza się w krajach Unii Europejskiej.
Poszczególne podmioty zdobywają status przedsiębiorstwa społecznego i z tego statusu wynika, że spełniają określone kryteria społeczne. Zamawiający nie musi już tego sprawdzać. I właśnie do tego potrzebujemy Ustawy o ekonomii społecznej i solidarnej.

Nowelizacja Ustawy Prawo zamówień publicznych była ważnym wydarzeniem dla sektora ekonomii społecznej. Ustawa miała dać przedsiębiorstwom społecznym narzędzia, które ułatwią w rywalizację o zamówienia z zakresu usług użyteczności publicznej. Jak oceniłbyś skuteczność tych przepisów po dwóch latach?

Po pierwsze, wiemy, że potrzebujemy ustawy o ESIS (ekonomii społecznej i solidarnej – red.), która dopełniłaby przepisy ustawy Prawo zamówień publicznych. Po drugie – sam Urząd Zamówień Publicznych i ministerstwa dostrzegły potrzebę uchwalenia nowej ustawy PZP, ponieważ obowiązujące prawo jest dość stare – ustawa o PZP została uchwalona w 2004 roku i była nowelizowana dziesiątki razy, co sprawia, że jest niezwykle trudna do stosowania. Kilka miesięcy temu Urząd Zamówień Publicznych ogłosił konsultacje w sprawie nowej ustawy. Niestety, jeśli chodzi o elementy społeczne, to zadawalające rozwiązanie nie zostało jeszcze wypracowane, dlatego UZP oczekuje od strony społecznej wskazania pomysłów, które mogłoby wzmocnić tę część społeczną PZP. Widać, że nie ma jeszcze w Polsce dobrych praktyk i doświadczeń w tym obszarze.

Czy to oznacza, że JST które zdecydowały się na stosowanie klauzul społecznych w PZP to pionierzy, którzy przecierają szlaki na własne ryzyko?

Można tak powiedzieć. Trudno jeszcze oceniać, jak to będzie wyglądało w tym roku, ale w 2017 roku tylko 3% wszystkich zamówień publicznych stanowiły zamówienia z klauzulą. To bardzo mało. W dodatku, jeśli ktoś przyjrzy się tym zamówieniom bardziej szczegółowo, to zauważy, że większość z tych trzech procent stanowią zamówienia z klauzulą zatrudnieniowa, wymagającą zatrudnienia pracowników na umowach o pracę. Powiedzmy sobie szczerze, to nie jest ekonomia społeczna, na jakiej nam zależy. Zatrudnianie na umowę o pracę powinno być w Polsce naturalne. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że mamy w tym obszarze, takie, a nie inne doświadczenia i trzeba było taki przepis wprowadzić, żeby to wszystko uregulować. Chciałbym jednak, żeby klauzule były nieco bardziej wymagające i większym stopniu sprzyjające przedsiębiorstwom społecznym/ spółdzielniom socjalnym.

A czy same spółdzielnie są gotowe do skorzystania z PZP?

Praktyka pokazuje, że jeśli chodzi o zamówienia powyżej 30 tysięcy euro, to niekoniecznie. Spółdzielnie potrzebują małych zamówień, którym mogłyby sprostać i na których mogłyby zbudować fundamenty przedsiębiorstwa, ale myślę, że w perspektywie kilku lat będą w stanie startować w konkursach na większe zamówienia. Pomocna jest tutaj dyrektywa Komisji UE dla krajów członkowskich, która wskazuje, że o ile tylko istnieje taka możliwość, jednostki samorządu terytorialnego powinny dzielić zamówienia na mniejsze części, żeby wspierać sektor MSP, bo to właśnie MSP (w tym przedsiębiorstwa społeczne) są podmiotami, które najbardziej potrzebują wsparcia w tym obszarze.
Myślę, że to narzędzie powinno być częściej stosowane. Oczywiście trzeba do niego przekonać urzędników – bo dzielenie zamówienia oznacza więcej pracy. Ale też powiedzmy sobie wprost – mocne zakorzenienie PS we wspólnotach samorządowych jest jednym z celów KPRES-u. Bez budowania relacji między PS i JST w zakresie realizacji rożnego rodzaju usług tego celu nie da się osiągnąć. Myślę, że JST powinny myśleć o zacieśnieniu współpracy z przedsiębiorstwami społecznymi z jeszcze jednego powodu. Nie zdradzę tutaj wielkiej tajemnicy – PS mają jeszcze jedną ważną cechę – działają lokalnie, lokalnie płacą podatki i lokalnie inwestują. A wiadomo – m.in. z badań europejskich – że każda złotówka, która zostaje w samorządzie lokalnym jest w stanie wypracować następne 4 złote. Jest więc o co walczyć.

Mówisz o budowaniu lokalnego dobrobytu. Zainspirowaliśmy się tym rozwiązaniem podczas Warsztatów Wymiany Doświadczeń w Wielkiej Brytanii. Czy Twoim zdaniem to przedsięwzięcie ma szansę na sukces na gruncie polskim?

Bardzo mocno się w to angażujemy. Trzeba powiedzieć, że pośrednio robiliśmy takie rzeczy od samego początku naszej działalności, ale Warsztaty Wymiany Doświadczeń w Wielkiej Brytanii pokazały nam jak ogromne są wyzwania, z którymi muszą się mierzyć nowoczesne metropolie (w tym przypadku Manchester – red.). To utwierdziło nas w przekonaniu, że to, co robimy jest dobre. Do tej pory panowało przekonanie, że wystarczy nakłonić duży biznes do tego, żeby u nas inwestował, żeby stworzył, powiedzmy 2-3 tysiące miejsc pracy. Dzisiaj wiemy już, że to są ważne inwestycje, na które powinno się zwracać uwagę, ale nie powinny być one jedynym celem polityki samorządowej. Bo za kilka lat może się okazać, że stworzyliśmy 7 tysięcy miejsc pracy, ale za dziesięć lat całe to 7 tysięcy zostanie przeniesione np. na Ukrainę, bo dla inwestora będzie to w danym momencie korzystniejsze. Dlatego trzeba też wspierać bardzo mocno sektor MSP, bo to podmioty, które się nie wyprowadzą i w perspektywie kilkudziesięcioletniej może okazać się, że dzięki temu stworzyły miejsca pracy znacznie bardziej trwałe niż przemysł czy wielki biznes. Inna sprawa, że ktoś może stworzyć bardzo dużą liczbę miejsc pracy, ale ich wartość pozostawia wiele do życzenia.

No właśnie, czym są wartościowe miejsca pracy i czy w ich tworzeniu też widzisz jakąś rolę dla ekonomii społecznej?

Jako organizacja staramy się też uzmysławiać politykom, szczególnie politykom samorządowym, ale też tym na szczeblu krajowym, że w aktualnej sytuacji globalnej gospodarki trzeba tworzyć miejsca pracy wysokiej jakości, żeby ludzie byli zadowoleni z miejsca, w którym pracują i żeby nie myśleli o wyprowadzkach. Opowiem Ci anegdotę: jestem w niewielkim miasteczku we wschodniej Wielkopolsce. Spotykam się tam z lokalnymi działaczami i oni opowiadają mi, jak ciężko jest u nich z rynkiem pracy. O tym, że mogliby więcej inwestować, ale tego nie robią, bo nie ma z kim, gdyż młodzi ludzie uciekają do Konina. Jadę do Konina i dowiaduję się, że jest ogromny problem na rynku pracy, nie ma kto pracować, a młodzi uciekają do Poznania. W Poznaniu mówią mi, że gorączkowo zastanawiają się, jak zatrzymać młodych przed ucieczką do Warszawy. A w Warszawie skarżą się, że młodzi ludzie wyjechali do Berlina. Zastanawiam się, co można z tym zrobić. Oczywiście, nie jesteśmy jeszcze w tak złej sytuacji, jak Litwa czy Łotwa, gdzie prawie 40% młodych ludzi wyjechało, ale jeśli chcemy myśleć o tym, żeby młodzi zostali, to musimy myśleć, jak ich do tego zachęcić, jak stworzyć im odpowiednie warunki do życia. Oni muszą w perspektywie życia zawodowego być w stanie założyć rodzinę, mieć gdzie mieszkać, mieć środki na kulturę i rozwój zawodowy. W tej sytuacji powinno się myśleć właśnie o tym, że nie ma ludzi do pracy, nie dlatego, że ich nie ma, tylko dlatego, że biznes i pracodawcy nie dojrzeli jeszcze do tego, żeby po prostu płacić m więcej.

Rozmawiamy o biznesie i samorządach. A czy sektor ekonomii społecznej jest gotowy do tego, żeby tworzyć godne miejsca pracy i płacić więcej swoim pracownikom?

Cały czas nad tym pracujemy. I mamy już kilka dobrych przykładów – przedsiębiorstwa, w których miejsca pracy spełniają kryteria: stabilności pracy i pewności wynagrodzeń. Myślę, że sektor będzie w stanie realizować te kryteria w coraz większym stopniu, ale tylko wtedy, kiedy będzie realizował to wspólnie z JST i lokalnymi mieszkańcami. Wystarczyłoby zatrzymać w gminach 25% środków, które w tej chwili z lokalnych gospodarek uciekają. Gdybyśmy mogli wtedy zwiększyć wynagrodzenia o te 25%, to mielibyśmy możliwość płacenia ludziom godnie i zatrzymania ich w miejscach, w których już są. Osiągnięcie tego jest jednym z większych wyzwań ekonomii społecznej, ba całego świata.

Wspominałeś o tym, że z ucieczką kapitału na zewnątrz muszą się mierzyć wielkie metropolie. Czy ten problem jest tak samo ważny dla małych miejscowości?

Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale wydaje mi się, że znacznie łatwiej wytłumaczyć to w małej gminie. Znacznie łatwiej jest tam również wskazać obszary, w których można coś zmienić, dlatego właśnie zaczęliśmy nasze analizy od niewielkich gmin, liczących sobie do 10 tysięcy mieszkańców. Oczywiście, nie zapominamy też o samorządach dużych i tych średniej wielkości. Jesteśmy, na przykład, blisko rozpoczęcia w tym zakresie współpracy z obszarem metropolitarnym Gdańsk – Gdynia – Sopot. Dla 57 samorządów lokalnych zrzeszonych w tym obszarze uszczelnianie wydatków gminy będzie jednym z zadań 2019 roku. Naprawdę, będziemy mieli co robić. Takie analizy to dobry pierwszy krok – szczegółowe badanie przeprowadził np. Urząd Miasta Koszalina i potwierdziło się, że w przypadku dużych zamówień 75% ich wykonawców to firmy spoza Koszalina. I jeśli Koszalin nie chce się wyludnić w najbliższym czasie, to musi coś z tym zrobić. Przy czym to są dylematy nie tylko Koszalina, to są dylematy także Łodzi czy Poznania.

Na wyzwania dużych miast ma odpowiedzieć Nowa Agenda Miejska, która promuje zrównoważony rozwój miejski w wielu obszarach. Czy w niej też widzisz przestrzeń do działania dla ekonomii społecznej?

Tak, weźmy przykład Poznania. Miasto boryka się z problemem wyludniania – wiele osób decyduje się na przeprowadzkę do gmin ościennych. Doświadczenia europejskie pokazują, że żeby mieszkańców zatrzymać, trzeba stworzyć na tyle dobrą infrastrukturę wewnątrz miasta, żeby ludzie wiedzieli, że znacznie lepiej będzie im się mieszkać w mieście. To m.in. przedszkola, mobilność, edukacja, kultura, czystość powietrza czy też dostęp do różnego rodzaju usług. Miasta powinny zwracać znacznie większą uwagę na jakość życia mieszkańców.
Wszystko to jest w Agendzie Miejskiej i miasta nieuchronnie będą musiały te wyzwania podjąć. I myślę, że przy realizacji tych zadań współpraca z przedsiębiorstwami społecznymi może przynieść obustronne korzyści.

Poznań zawsze jest szczególnie bliski naszemu sercu, ale od kilku lat działamy też z powodzeniem w Koninie. Czy problemy Konina są takie same, wspomnianych już wielkich metropolii?

Powiedziałbym, że tak. Moim zdaniem, Konin jest modelowym przykładem wszystkich przemian, o których właśnie rozmawiamy. Wiele lat temu miasto postawiło na przemysł, który napędzał jego rozwój przez następne 30-40 lat. W tym czasie liczba ludności zwiększyła się z kilkunastu do prawie 90 tysięcy. Dzisiaj ten trend jest w odwrocie, przemysł nie jest już dłużej siłą napędzającą miasto. I dlatego Konin musi postawić na alternatywne rozwiązania, jak na przykład ekonomię społeczną.

No dobrze, podaj mi przykład przedsiębiorstwa społecznego, które zatrudni tyle osób, co kopalnia?

Jedno może nie, dwa też nie, ale dwieście czy trzysta mogłoby już łącznie zatrudnić taką liczbę osób. Z drugiej strony nie trzeba być naukowcem, żeby odkryć, że jeśli elektrownia czy kopalnia się zamyka, to nagle region traci 5 tysięcy miejsc pracy. I to jest katastrofa. A jeśli będziemy mieli 5 tysięcy przedsiębiorstw społecznych, to nawet jak 15% z nich zbankrutuje, to reszta będzie działać. I to jest wielka przewaga MSP.

Mówisz o 5 tysięcy przedsiębiorstw społecznych, a tymczasem opublikowany został nowy GUS dotyczący właśnie spółdzielni socjalnych. Z wyliczeń wynika, że mamy w Polsce 1400 spółdzielni, 900 z nich działa. W Wielkopolsce jest 135 spółdzielni. To dużo czy mało?

To jest bardzo mało. Powtórzę jeszcze raz – w mojej ocenie za bardzo postawiliśmy w spółdzielczości na część integracyjną. I przez to osoby, które mogłyby się angażować nie chcą tego robić. Nie chcę powiedzieć, że część integracyjna nie jest ważna, ale bez uzupełniania jej o dodatkowe obszary działania, nie będziemy w stanie przebić się do szerszej grupy osób potencjalnie zainteresowanych działaniem w tym sektorze.

A dlaczego ludzie, którzy nie są zagrożeni wykluczeniem społecznym mieliby się angażować w ekonomię społeczną?

Dlatego, że żyje bardzo dużo ludzi w Polsce i na świecie, dla których zarobki nie są najważniejsze, a ekonomia społeczna może być dla nich narzędziem pozwalającym na robienie rzeczy, które chcieli robić, ale które do tej pory im się nie udały. Ekonomia społeczna może dać im wpływ na społeczność lokalną i na lokalny rynek pracy. A jednocześnie mogą też przy tym zarobić i godnie żyć. W takim rozumieniu ekonomii społecznej widzę ogromną szansę na sukces. I w takim kierunku powinniśmy się rozwijać, chociaż wiem, że łatwo nie będzie.

Przyjęty w 2015 roku KPRES zakładał 35 tysięcy miejsc pracy. Czy nowy (prace nad nim właśnie trwają) Krajowy Program Rozwoju Ekonomii Solidarności Społecznej też postawi poprzeczkę tak wysoko?

Jeśli zostałyby wprowadzone nasze postulaty – zarówno ten w ustawie o spółdzielniach socjalnych, jak i bardzo ambitne założenia ustawy o ekonomii społecznej i solidarnej, to byłoby możliwe stworzenie i 35 tysięcy miejsc pracy, i kolejnych 30 tysięcy następnych. Powołam się jeszcze raz na przypadek Wielkiej Brytanii – tam dobrze sformułowane przepisy prawne okazały się kluczowe, jak w przypadku brytyjskiego odpowiednia ustawy o zamówieniach publicznych czy Social values act, która nakłada na Zamawiających obowiązek zwracania uwagi na element społeczny. Dzięki temu miedzy 2014 i 2015 rokiem w samej Wielkiej Brytanii udało się podwoić liczbę przedsiębiorstw społecznych z 30 do 60 tysięcy. Widać na przykładzie, że jest możliwe, potrzebujemy tylko dobrego ekosystemu społecznego, żeby ludziom chciało się te spółdzielnie zakładać. To jest do zrobienia – jako Polacy jesteśmy narodem ambitnym, zdeterminowanym i pracowitym i jeśli tylko dostaniemy sygnał od decydentów, że ekonomia społeczna jest tym, co trzeba zrobić, że od niej zależy dobrobyt lokalny i lokalna gospodarka – to zabierzemy się do działania.

Wszystko sprowadza się więc do odpowiednich przepisów?

Bardziej do tego, jak my sami postrzegamy ekonomię społeczną. Młodzi ludzie nie identyfikują się z nią – uważają, że jest ważna i potrzebna, ale nie dla nich, bo przecież oni nie są zagrożeni wykluczeniem społecznym. A prawda jest taka, że potrzebujemy ich. Nie możemy zamykać ludzi potrzebujących wsparcia w ich własnych ekosystemach. Musimy otworzyć się na większą grupę, tak żeby ta większa grupa pomogła mniejszej. Jestem przekonany, że mamy dużą empatię społeczną i że jest w Polsce dużo osób, które chciałby coś takiego dla osób potrzebujących stworzyć.

Od 2015 roku poszczególne Ośrodki Wspierania Ekonomii Społecznej muszą posiadać akredytację. Jak oceniasz to rozwiązanie?

Pozytywnie, naszej organizacji zależało na jej wdrożeniu. Jednocześnie dostrzegam, że sporo rzeczy jest jeszcze do zrobienia. Udało się osiągnąć założony cel – profesjonalizację OWES. Odsiane zostały przypadkowe organizacje, a zostały podmioty, które były związane z sektorem od lat. Z drugiej strony, akredytacja pokazała jednak, że znaczna liczba OWES sama potrzebuje wsparcia oraz przepisów, na podstawie których mogłaby działać. Większość na co dzień mierzy się problemami formalnymi, które dzięki ustawie o ekonomii społecznej mogłaby łatwo rozwiązać i skupić się na pracy w innych obszarach. Warto podkreślić, że w ustawie o ESIS wskazany został też kierunek rozwoju OWES i kierunek finansowania po 2023 roku. Dzisiaj cała ekonomia społeczna jest oparta na funduszach unijnych. Dobrym kierunkiem rządowym jest stopniowe uniezależnianie się sektora i oparcie go na funduszach regionalnych i lokalnych Powiedzmy to sobie szczerze – to właśnie regionalnym i lokalnym samorządom powinno zależeć najbardziej na tym, żeby ekonomia społeczna się rozwijała.
A naszym zadaniem jest zrobić wszystko, żeby im to udowodnić. Podstawy mamy. Coraz więcej samorządów zaczyna zdawać sobie sprawę, że efekt, jaki daje ekonomia społeczna jest pożądany i warto za niego zapłacić. Na poziomie lokalnym widzimy już JST które są przekonane do ekonomii społecznej i chcą współpracować z OWES w tym obszarze.

Gdybyś miał podsumować jednym zdaniem – co zostało do zrobienia?

Na pewno musimy odczarować ekonomię społeczną i oddać ją ludziom. Pokazać, że ona jest dla wszystkich. Możemy tego dokonać poprzez stworzenie dobrego ekosystemu opartego na polskim prawie, a nie na wytycznych unijnych. Wymaga to politycznej odwagi. Szkoda, że nie ma ani jednego polityka wysokiej rangi, który zabiegałby o to w Warszawie, dla którego ekonomia społeczna byłaby tak samo ważna jak dla nas. Kogoś takiego życzyłbym sobie i całemu sektorowi.

Przemysław Piechocki

Działacz i przedsiębiorca społeczny; absolwent zarządzania i marketingu w Wyższej Szkole Zarządzania i Komunikacji w Poznaniu oraz zarządzania gospodarką społeczną na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2003 roku związany z ruchem budowania społecznej gospodarki rynkowej w Polsce, prezes Stowarzyszenia Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych w Poznaniu – organizacji pozarządowej wspierającej przedsiębiorczość społeczną, która stawia sobie za zadanie budowanie trwałej infrastruktury sprzyjającej tworzeniu świadomych i dojrzałych przedsiębiorstw społecznych, w tym spółdzielni socjalnych, na terenie całego kraju, ze szczególnym uwzględnieniem Wielkopolski. Członek Grupy Finansowej i Zespołu ds. rozwiązań systemowych w zakresie ekonomii społecznej, a także w latach 2009-2013 członek Wojewódzkiej Rady Zatrudnienia. Współautor wielu innowacyjnych rozwiązań w zakresie ekonomii społecznej, uczestniczył w pracach nad ustawą o spółdzielniach socjalnych z 2006 r., a później nad jej nowelizacją w 2009 r., obecnie uczestniczy w pracach nad projektem Krajowego Programu Rozwoju Ekonomii Społecznej. Bezpośrednio zaangażowany w oddolne budowanie przedsiębiorczości społecznej dla wszystkich grup społecznych. Współautor inkluzywnych modeli biznesowych dla przedsiębiorstw społecznych w ramach społecznie odpowiedzialnego biznesu (CSR), a także modelu spółdzielni socjalnych przy Warsztatach Terapii Zajęciowych (testowanego i wdrażanego w ramach projektu Innowacyjny Model Aktywizacji Uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej) oraz modelu spółdzielni socjalnej dedykowanej osobom zagrożonym eksmisją ze względu na zaległości czynszowe (z powodzeniem wdrożonego przez Spółdzielnię Socjalną Poznanianka w Poznaniu). Autor wielu publikacji, raportów i ekspertyz z zakresu ekonomii społecznej. W latach 2016-2018 członek i II przewodniczący Krajowego Komitetu Rozwoju Ekonomii Społecznej.

3. EKONOMIA SPOŁECZNA W SUBREGIONIE KONIŃSKIM: SZANSE I WYZWANIA

Tekst: Emilia Wasielewska

Uruchom lektora:
Rozmiar czcionki: A | A+ | A++   Kontrast: Tryb kontrastu Wysoki Tryb standardowy Standardowy

Od blisko dziesięciu lat Stowarzyszenie Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych jest obecne w subregionie konińskim. Od 1 stycznia 2013 roku w Koninie działa Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej, prowadzony najpierw dzięki Konińskiemu Ośrodkowi Wspierania Ekonomii Społecznej, a później dzięki Wielkopolskiemu Ośrodkowi Wspierania Ekonomii Społecznej. Działalność Stowarzyszenia w subregionie konińskim reguluje zasada subregionalizacji – w uproszczeniu oznacza ona, że jeden akredytowany OWES świadczy usługi w jednym subregionie. Zasada ta pozwala na zapewnienie równego dostępu do usług na terenie całego województwa1. Z jakimi wyzwaniami mierzy się ekonomia społeczna w subregionie? Z jakich szans może skorzystać?

1. Regionalny Program Rozwoju Ekonomii Społecznej na terenie województwa wielkopolskiego, Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej, Poznań, 2016, s 16.

Historia i geografia

Subregion koniński tworzą powiaty: gnieźnieński, kolski, koniński, słupecki, turecki, wrzesiński oraz powiat grodzki Konin. Obszar ten zamieszkuje ponad 650 tysięcy osób ze stałą tendencją malejącą. Nieco ponad 63% spośród mieszkańców subregionu to osoby w wieku produkcyjnym. Powodem do niepokoju jest fakt, że liczba osób w wieku poprodukcyjnym wciąż goni populację osób dopiero przygotowujących się do wejścia na rynek pracy. Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego, w 2020 r. będzie ich już więcej (18,58%), niż osób w wieku przedprodukcyjnym (18,47%). Warto przy tym podkreślić, że badanie zostało przeprowadzone jeszcze przed nowelizacją Ustawy emerytalnej z 1 października 2017 roku, która obniżyła wiek emerytalny do odpowiednio 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że w wyniku reformy emerytalnej liczba osób w wieku poprodukcyjnym jeszcze wzrośnie.

Subregion koniński to obszar niezwykle zróżnicowany, a poszukiwania źródeł owej różnorodności należy rozpocząć na przełomie wieków XVIII i XIX, kiedy to Wielkopolska została podzielona między dwóch zaborców. Ostateczne, po dwóch dekadach przynależności do zaboru pruskiego, część subregionu konińskiego: powiaty kolski, koniński, słupecki i turecki po 1815 r. znalazły się w zaborze rosyjskim, podczas gdy powiaty gnieźnieński i wrzesiński trafiły do zaboru pruskiego. Tereny zaboru rosyjskiego uboższe były w infrastrukturę cywilizacyjną i przemysł, nie było tam też obowiązku szkolnego, który w Prusach wprowadzono już w pierwszej połowie XIX wieku. Infrastrukturalne zaległości trudno było nadrobić, chociaż okres po drugiej wojnie światowej był czasem gwałtownego rozwoju zwłaszcza dla Konina i powiatu konińskiego. Momentem przełomowym stało się odkrycie w tym rejonie węgla brunatnego w 1953 roku. W ciągu następnych 20 lat liczba ludności w mieście potroiła się. Głównymi pracodawcami stały się wielkie ośrodki przemysłowo – wydobywcze: PAK Kopalnia Węgla Brunatnego Konin, Huta Aluminium Konin i Elektrownia „Pątnów”. Na mocy ustawy z dnia 28 maja 1975 r. o dwustopniowym podziale administracyjnym Państwa oraz o zmianie ustawy o radach narodowych, Konin stal się stolicą województwa konińskiego.

Sprzyjająca koniunktura skończyła się wraz z transformacją ustrojową i gospodarczą. Wolny rynek spowodował likwidację przerostów zatrudnienia w wielkich zakładach przemysłowych socjalizmu, szczególnie dużych w sektorze paliwowo-energetycznym. Proces ten najboleśniej dotknął Konin i powiat koniński, gdzie odkrywek, a więc i górników, było dużo, a utrata w 1999 r. statusu miasta wojewódzkiego pociągnęła za sobą likwidację wielu stanowisk urzędniczych. W podobnej sytuacji znalazł się powiat turecki, gdzie w 2018 r. rozpoczęła się likwidacja elektrowni, a choć kopalnia wciąż jeszcze funkcjonuje, to nie bardzo wiadomo, co zrobić z niewydobytym jeszcze węglem. Jednak Turek nie był w tak dużym stopniu zależny od przemysłu paliwowo- -energetycznego jak Konin, a mała i średnia przedsiębiorczość rozwijała się w powiecie tureckim w dużo większym tempie niż w stolicy subregionu, toteż poziom bezrobocia jest tam niższy od średniej krajowej.

Powiaty kolski i słupecki, podobnie jak cała Wielkopolska Wschodnia, mają charakter zdecydowanie rolniczy. Także tam, podobne jak w pozostałej części byłego województwa konińskiego, po 1989 r. topniała liczba miejsc pracy w prywatyzowanych pozostałościach socjalistycznej industrializacji, takich jak Zakład Wyrobów Sanitarnych (dzisiaj Geberit), Korund i Zakłady Mięsne w Kole czy Mostostal w Słupcy. Sytuacja gospodarcza tych powiatów bliższa jest jednak Turku niż Konina, gdzie przemysł paliwowo-energetyczny wchłaniał całą niemal aktywną siłę roboczą, posiłkując się dodatkowo specjalistami z innych części kraju.

Zupełnie inny start w niepodległość miały powiaty gnieźnieński i wrzesiński, pozostające przez ponad sto lat pod zaborem pruskim. Dało im to przewagę nie tylko w postaci infrastruktury: wodociągów, kanalizacji i dostępu do energii elektrycznej, ale też kultury technicznej i zaufania do prawa, dzięki któremu Michał Drzymała mógł przez cztery lata mieszkać w wozie, który codziennie stawiał w innym miejscu swojej działki, by sądy zaborcy nie mogły go uznać za dom, a tego nie wolno mu było budować. Zarówno Gniezno jak i Września wzbogaciły się po 1945 r. o socjalistyczne zakłady przemysłowe (jak Polanex w Gnieźnie i Tonsil we Wrześni), ale spadek zatrudnienia po 1989 r. co najwyżej osłabił rynek pracy na tych terenach, ale go nie wywrócił. W obu powiatach wciąż funkcjonuje wiele dużych i średnich przedsiębiorstw oraz liczne firmy jedno- i kilkuosobowe. Co nie znaczy, że mieszkańcy tych powiatów nie borykają się z problemami bezrobocia i wykluczenia społecznego. Skutki takiego, a nie innego modelu gospodarki rynkowej i niewydolnej polityki społecznej dotykają cały subregion koniński: niskie wynagrodzenia, tak zwane umowy śmieciowe, uzależniania, niepełnosprawność czy bezdomność. Liczba bezdomnych w województwie Wielkopolskim w porównaniu z 2015 roku jest zbliżona i wynosiła w 2017 r. niecałe 2700 osób2.

2. Ogólnopolskie badanie liczby osób bezdomnych, luty 2017 Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

Wyzwania dla Konina i subregionu konińskiego: szanse i zagrożenia

Gwałtowność procesów gospodarczych i społecznych, wynikających z globalizacji i rozbicia dotychczasowych więzi społecznych, powoduje, że w kryzysie jest wiele państw, ale w Polsce nakładają się na to jeszcze skutki świeżych przemian ustrojowych.

W subregionie konińskim najsilniej dotknęły one powiat koniński i sam Konin, które w 2014 r. znalazły się na niechlubnym pierwszym miejscu w Wielkopolsce pod względem poziomu bezrobocia. Bezrobocia, które w szczególnie dużym stopniu dotyka ludzi młodych – osoby do 34 r. życia stanowią jedną trzecią wszystkich osób pozostających bez pracy.

Niewielkie szanse na znalezienie stabilnej, dobrze płatnej pracy sprawiły, że duża część młodych, kończących studia w dużych ośrodkach akademickich, do Konina już nie wraca. Inni szukają pracy za granicą, osiadając tam na stałe, lub – najczęściej gdy w Polsce została rodzina – żyją w dwóch światach, zasilając budżety rodzinne w kraju. Wyjeżdżanie na tak zwane saksy to zresztą wieloletnia tradycja wschodniej Wielkopolski, wciąż żywa od czasu zaborów, przerwana wprawdzie w latach realnego socjalizmu, ale podjęta natychmiast po otwarciu granic, żeby przybrać na sile jeszcze bardziej po wejściu Polski do Unii Europejskiej, a następnie do strefy Schengen w 2007 roku. W konsekwencji zarówno w mieście, jak i w powiecie brakuje kandydatów chętnych do pracy niewymagającej kwalifikacji, a co za tym idzie niskopłatnej, ale też pracowników z przygotowaniem zawodowym, którym kraje Europy Zachodniej oferują zdecydowanie wyższe wynagrodzenia. Z drugiej strony w Powiatowym Urzędzie Pracy rejestrują się osoby, które pokończyły studia na kierunkach, dla których rynek pracy nie ma żadnych ofert. To także problem, który Konin i subregion koniński dzielą z miastami z całej Polski.

W rezultacie maleje liczba osób płacących podatki do miejskiego budżetu, a koszty utrzymania miasta spadają na coraz mniejszą liczbę osób aktywnych zawodowo. Choć problem ten jest wyjątkowo dotkliwie odczuwany w stolicy subregionu, to występuje również w pozostałych powiatach, choć z różnym nasileniem. We Wrześni na przykład, przede wszystkim dzięki nowej fabryce Volkswagena, w połowie 2018 r. bezrobocie spadło do poziomu zaledwie 3,4%, równie dobrze radzą sobie powiaty turecki (4,4%) i kolski (4,5%), a poniżej średniej krajowej (5,9%) mieści się jeszcze powiat gnieźnieński. Dużo więcej bezrobotnych jest w powiecie słupeckim (7,3%) i mieście Koninie (7,2%), a najwięcej w powiecie konińskim (9,5%).

Wśród osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, na terenie subregionu przeważają osoby długotrwale bezrobotne, bezdomne, uzależnione, a także rodziny rozdzielone w wyniku migracji za pracą, dotknięte ubóstwem oraz przemocą i niepełnosprawnością. Wkrótce dołączą też do nich osoby, które całe lub większość swojego życia były zatrudnione na umowy zlecenia lub o dzieło, którym emerytura nie będzie przysługiwała w ogóle lub będzie tak niska, że nie wystarczy na samodzielne utrzymanie.

Subregion koniński jest mocno zróżnicowany pod względem poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego3, i tak tutaj znajduje się bardzo wysoko rozwinięty powiat wrzesiński (grupa A) a na wschodnich rubieżach leży powiat kolski który ma najniższy poziom wzrostu (grupa C). O wiele lepiej rozwijają się duże miasta, natomiast jest problem z rozwojem mniejszych powiatów, najbardziej oddalonych od stolicy Wielkopolski. Receptą na to zróżnicowanie może okazać się rozwijająca się w subregionie przedsiębiorczość społeczna.

3. Analiza Zróżnicowania Wewątrzregionalnego Województwa Wielkopolskiego 2017, Wielkopolskie Regionalne Obserwatorium Terytorialne

Przedsiębiorczość społeczna w subregionie konińskim

W subregionie konińskim działa od 1200 do 1800 podmiotów ekonomii społecznej (PES)4. W tej liczbie zdecydowanie dominują organizacje pozarządowe (stowarzyszenia, fundacje), niewielka grupa podmiotów reintegracyjnych (Centra Integracji Społecznej, Kluby Integracji Społecznej, Warsztaty Terapii Zajęciowej, Zakłady Aktywności Zawodowej) oraz przedsiębiorstwa społeczne (PS). Tych ostatnich w subregionie konińskim jest 55. W tej liczbie zdecydowanie dominują spółdzielnie socjalne, których jest aż 48. To ponad 1/3 wszystkich przedsiębiorstw społecznych działających na terenie województwa wielkopolskiego.5 Pozostałe podmioty to trzy fundacje prowadzące działalność gospodarczą, trzy przedsiębiorstwa społeczne i jedna spółka z ograniczoną odpowiedzialnością non profit. Najwięcej PS, bo aż 34, funkcjonuje na terenie Konina i powiatu konińskiego. Są to 32 spółdzielnie socjalne, jedno przedsiębiorstwo społeczne i wspomniana spółka non profit. Drugim pod względem liczby PS jest powiat gnieźnieński, na którego terenie działa ich osiem: siedem spółdzielni i jedna fundacja prowadząca działalność gospodarczą. Spośród pięciu PS działających na terenie powiatu wrzesińskiego, trzy to są spółdzielnie socjalne, jedna fundacja prowadząca działalność gospodarczą i jedno przedsiębiorstwo społeczne, a powiat słupecki z kolei ma tylko o jedną spółdzielnię socjalną mniej. Na terenie pozostałych dwóch powiatów – kolskiego i tureckiego – działają po dwie spółdzielnie socjalne. Większość z tych spółdzielni to spółdzielnie socjalne osób prawnych powstałe dzięki zaangażowaniu i współpracy jednostek samorządu terytorialnego (m.in. Gmina Dąbie, Gmina Rychwał, Gmina Rzgów, Gmina Turek czy Gmina Kramsk), organizacji pozarządowych (m.in. Fundacja Podaj Dalej, Stowarzyszenie Gepetto, Stowarzyszenie Mustang, Kolskie Stowarzyszenie Osób Niepełnosprawnych „Sprawni Inaczej”) czy kościelnych osób prawnych, jak np. Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej.

Przedsiębiorstwa ekonomii społecznej subregionu konińskiego działają w przeważającej większości – z jednym tylko wyjątkiem (o czym niżej) – w branży usługowej. Przeważają usługi gastronomiczne: catering, bary, restauracje. Zajmuje się tym 12 PS: 6 w Koninie i powiecie konińskim, 3 w powiecie gnieźnieńskim i po jednym w powiatach wrzesińskim, słupeckim i tureckim.

Jest wśród nich Spółdzielnia Socjalna Razem do Sukcesu z Kramska, założona w 2012 roku i uważana za jedno z najlepiej radzących sobie na rynku PES, co zawdzięcza w równej mierze talentom liderki, jak i przychylności władz gminy, które powierzyły spółdzielni świadczenie usług opiekuńczych. Gmina wyszła z założenia, że lepiej sprawować opiekę nad potrzebującymi jej mieszkańcami na miejscu, niż wysyłać ich i finansować pobyt w dużo droższym domu pomocy społecznej. Warto podkreślić, że takie podejście to wyjątek w skali całego kraju. Oprócz Spółdzielni Socjalnej Razem do Sukcesu usługi opiekuńcze świadczy również Spółdzielnia Socjalna Poryw z Rychwała w powiecie konińskim.

Obok usług gastronomicznych dominują – co zrozumiałe – usługi świadczone na rzecz samorządów, a więc usługi komunalne, polegające na pielęgnowaniu terenów zielonych i wykonywaniu prac remontowych oraz – w jednym przypadku – recyklingu. Usługami komunalnymi zajmuje się pięć spółdzielni socjalnych, w tym cztery z powiatu konińskiego i jedna – wrzesińskiego. Warto podkreślić, że część z nich skorzystała z nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych, a dokładnie z klauzul społecznych, które umożliwiły zlecenie zadań użyteczności publicznej przedsiębiorstwom społecznym w uproszczonym trybie. Bardzo podobną działalnością – bo świadczeniem usług remontowych albo budowlanych lub jednych i drugich jednocześnie – zajmuje się osiem PS, w tym pięć spółdzielni socjalnych z Konina i powiatu konińskiego, dwa przedsiębiorstwa społeczne z wrzesińskiego i jedna spółdzielnia z powiatu gnieźnieńskiego.

Na terenie subregionu konińskiego działają cztery przedszkola, prowadzone przez PS: po jednym w Koninie, na terenie powiatu konińskiego, gnieźnieńskiego i słupeckiego. Szczególnym jest przedszkole dla dzieci ze spektrum autyzmu prowadzone przez Spółdzielnię Socjalną Spektrum. Trzy podmioty świadczą usługi hotelarskie. Jest wśród nich Blues Hostel, wspierany przez władze Konina, które wygospodarowały dla niego pomieszczenia przy rynku, tuż obok Centrum Organizacji Pozarządowych i innej spółdzielni socjalnej – Sportu i Rehabilitacji.

Kolejne trzy przedsiębiorstwa zajmują się reklamą (wszystkie z Konina i powiatu konińskiego), szkoleniami (Gniezno, Września i powiat gnieźnieński) i handlem (wszystkie z Konina). Spółdzielnie prowadzą również pralnie (w Starym Mieście w powiecie konińskim i we Wrześni) oraz wypożyczalnie sprzętu rehabilitacyjnego (Konin i Słupca). Warta uwagi jest Spółdzielnia Socjalna Aktywni z Koła. Założona w 2014 roku była jedną z pierwszych spółdzielni socjalnych w Polsce, które zatrudniły osoby z niepełnoprawnością intelektualną – absolwentów pobliskiego Warsztatu Terapii Zajęciowej. Spółdzielnia jest także udanym przykładem partnerstwa społeczno-prywatnego. Od początku jej działalności, jej głównym zleceniodawcą pozostaje międzynarodowy koncern Saint-Gobain z polską siedzibą w Kole. Spółdzielnia świadczy dla firmy usługi z zakresu co-packingu.

W całym subregionie konińskim jedna tylko – Słupecka Spółdzielnia Socjalna – zajmuje się produkcją. Jest to produkcja wyrobów z plastiku, głównie różnego rodzaju pudełek, stosowanych do pakowania żywności, ale w asortymencie słupeckich spółdzielców znajdują się również plastikowe kosze, pudełka do żywości czy duże pudła na zabawki jak i różnego rodzaju opakowania, wyroby z plastiku. Oprócz tego spółdzielnia, przy współpracy z tradycyjnymi firmami montuje między innymi przekaźniki, termostaty oraz nawija cewki. Warto dodać, iż jest to największe przedsiębiorstwo społeczne w subregionie zatrudniające ponad 100 osób, w tym osoby z niepełnosprawnością ruchową.

Jaka jest przyszłość ekonomii społecznej w subregionie konińskim, szczególnie w kontekście wyzwań stojących przed gospodarką i społeczeństwem? Ekonomia społeczna ma potencjał, żeby rozwiązywać zarówno problemy gospodarcze (działalność gospodarcza i tworzenie nowych miejsc pracy dla osób oddalonych od rynku pracy, budowanie dobrobytu lokalnego, partnerstwa międzysektorowe), jak i społeczne (skoncentrowanie na człowieku, działalność na rzecz społeczności lokalnych, działalność kulturalna i edukacyjna). Wydawać by się mogło, że zainteresowanych skorzystaniem z tej formy działalności gospodarczej i zarobkowania jest wystarczająco dużo, by zapewnić jej powodzenie na najbliższe dekady. Jesteśmy społeczeństwem, którego duża część wciąż ma trudności z przystosowaniem się do funkcjonowania w gospodarce rynkowej. I będzie ich coraz więcej, bo w wiek emerytalny zacznie wkrótce wkraczać coraz więcej osób, które dużą część swojego życia przepracowały na umowach śmieciowych, bez jakiegokolwiek ubezpieczenia społecznego.

Najpoważniejszym problemem dla upowszechniania się rozwiązań z obszaru ekonomii społecznej wydaje się być brak wzajemnego zaufania, który praktyka funkcjonowania faktycznie upaństwowionych spółdzielni w poprzednim ustroju, jeszcze pogłębiła, czyniąc tę formę działalność co najmniej podejrzaną, a w powszechnym odbiorze o naleciałościach socjalistycznych, szczególnie wśród starszego pokolenia. A tymczasem zaufanie jest tutaj niezbędne – najlepiej prosperują spółdzielnie socjalne ze zdecydowanym liderem, którego pozostali darzą zaufaniem. Z większymi trudnościami borykają się spółdzielnie, w których decyzje – zarówno te dotyczące bieżącej działalności, jak i te dotyczące planów na przyszłość podejmowane są wspólnie. Żeby przezwyciężyć nieufność potrzeba będzie lat i edukacji.

Społeczna odpowiedzialność biznesu i raportowanie pozafinansowe dopiero w Polsce raczkuje i większość społeczeństwa nawet o nim nie słyszała. Przypadki wzorowej współpracy ze spółdzielniami socjalnymi kilku przedsiębiorstw, które w skali całej Wielkopolski da się policzyć na palcach jednej ręki, nie dają nadziei na większe zaangażowanie dużych firm we wspieranie ES. Kluczem do powodzenia spółdzielni socjalnych jak i całego sektora ekonomii społecznej pozostaje postawa władz samorządowych. Przykład Kramska pokazuje, że również samorząd może na takiej współpracy zyskać. Choć w subregionie konińskim nie ma spółdzielni, która angażowałaby do świadczenia usług na rzecz gminy osoby zagrożone eksmisją z powodu zadłużenia czynszowego, to przykład choćby z Poznania pokazuje, że jest to obiecujący kierunek działania.

Przezwyciężeniu niechęci do idei spółdzielczości dobrze przysłużyć się może rozwój spółdzielczości uczniowskiej i popularyzowanie w szkole wiedzy o spółdzielczości i ekonomii społecznej. Ośrodkom Ekonomii Społecznej nie pozostaje w tej sytuacji nic innego jak mozolna praca u podstaw, a w jej ramach promowanie w szkołach zespołowego działania, wspólnoty i ekonomii społecznej.

4. Cezary Miżejewski, Kierunki rozwoju ekonomii społecznej w subregionie konińskim do 2020 roku, WOES Konin 2016

5. Spółdzielnie socjalne w 2016 roku, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa, 2018.

Czilii

Spółdzielnia Socjalna Czilii powstała w 2016 roku z inicjatywy dwóch organizacji: Stowarzyszenia Nowa Wspólna Droga oraz Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób z Zaburzeniami Psychicznymi. Spółdzielnia działa na terenie Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych „Dziekanka” w Gnieźnie, gdzie prowadzi klubokawiarnię. Impulsem do rozpoczęcia działalności była potrzeba aktywizacji zawodowej osób cierpiących na zaburzenia psychiczne. W spółdzielni znaleźli zatrudnienie mieszkańcy Środowiskowego Domu Samopomocy „Dom Anki” działającego na terenie „Dziekanki”. W codziennej pracy wspierają ich terapeuci i specjaliści.

W prowadzonej przez siebie klubokawiarni spółdzielnia oferuje dania typu fast-food, dania obiadowe oraz przekąski, desery i ciasta własnego wypieku. Oferta Spółdzielni jest stale dostosowywana do potrzeb odbiorców – odpowiedzią na oczekiwania odbiorców było m.in. rozszerzenie oferty o kanapki śniadaniowe oraz opcję „na miejscu” i „na wynos” z możliwością dostarczenia na terenie szpitala. Spółdzielnia oferuje również catering, co pozwala przedsiębiorstwu na dotarcie z ofertą do wszystkich mieszkańców Gniezna. W bezpośrednim sąsiedztwie Czilii znajdują się tereny zielone i deptak który w okresie wiosenno-letnim jest wykorzystywany jako barowy ogródek. W 2018 roku Spółdzielnia Socjalna Czilii otworzyła drugi lokal gastronomiczny w budynku Starostwa Powiatowego w Gnieźnie przy ul. Jana Pawła II 9/10.

www.czilii.spoldzielnie.org

4. ANIMATOR - SUBREGION KONIŃSKI TAM I Z POWROTEM

Tekst: Karolina Dereżyńska

Uruchom lektora:
Rozmiar czcionki: A | A+ | A++   Kontrast: Tryb kontrastu Wysoki Tryb standardowy Standardowy

Wyobraź sobie, że…

W tej małej miejscowości jeszcze kilka lat temu funkcjonował z dużym powodzeniem zakład produkcyjny. To, co produkował jest w tej historii mniej istotne. Tym, co jest ważne, jest fakt, że zakład zatrudniał wiele osób, a jego pracownicy podejmowali się zajęć wymagających różnorodnych kompetencji, takich jak: umiejętności krawieckie, stolarskie, rękodzielnicze, obsługa maszyn i urządzeń, obsługa administracyjna i prace produkcyjne. Wszystko to funkcjonowało w jednym miejscu przez wiele lat, pracownicy i mieszkańcy miejscowości przyzwyczaili się do Zakładu. Wreszcie jednak zmieniająca się sytuacja na rynku, a także niesprzyjające zmiany formalno-prawne sprawiły, że Zakład został zamknięty. Historia, jakich wiele.

Część osób znalazło pracę w innych miejscach. Dotyczyło to szczególnie osób młodszych, które były gotowe na to, aby dojeżdżać do pracy do oddalonego o 30 km miasta. Jednak te osoby stanowiły małą część załogi. Co się stało z resztą osób? Zostały w domu. Część z nich zarejestrowała się Powiatowym Urzędzie Pracy i rozpoczęła szukanie pracy lokalnie, najczęściej na innych stanowiskach i z innym zakresem zadań niż te, które wykonywała do tej pory. Jednak znaczna część z nich, ze względu na brak możliwości zdobycia nowych umiejętności, pozostała bez pracy. Dużą część z tych osób stanowiły kobiety.

Brak pracy w miejscu zamieszkania, która zagospodarowałaby osoby mogące i chcące pracować stanowi problem w wielu dużych i mniejszych miejscowościach. 50, 100 a może nawet 200 osób traci pracę nagle, w sytuacjach zmian na lokalnym rynku pracy. Ten przykład pokazuje pewien mechanizm. To może być kopalnia, restauracja, zakład przetwórstwa spożywczego, sklep i wiele innych miejsc, które zapewniały ludziom pracę. Tym, co łączy te wszystkie hipotetyczne sytuacje jest trudna sytuacja ludzi, którzy w takich sytuacjach się znajdą.

Jak znaleźć rozwiązanie dla problemów tych społeczności lokalnych? Warto rozmawiać. Na przykład z animatorami Wielkopolskiego Ośrodka Ekonomii Społecznej. Oni szukają rozwiązań dla tych problemów już od ponad 3 lat.

Na początku…

Nie zawsze spotkanie z animatorem zaczyna się od analizy problemów. Czasami sytuacja w regionie jest dobra, ale szuka się inspiracji, rozwiązań, które mogą ulepszyć to, co jest. Animatorzy OWES spędzali po kilkanaście (a czasem i więcej) godzin tygodniowo w ciągu ostatnich trzech lat na spotkaniach z liderami w środowiskach lokalnych. Dlaczego? By poznać lokalny punkt widzenia, zdiagnozować aspekty problemowe i stworzyć najlepsze warunki do poszukiwania rozwiązań.

Problemy, z jakimi się spotykali były różne: nagła redukcja miejsc pracy, zmiany systemowe, przemiany rynkowe, niezagospodarowane budynki i obszary miejskie, niewystarczająca ilość usług społecznych, brak dostosowanych miejsc pracy dla osób w trudnej sytuacji życiowej to tylko niektóre przykłady. Od naszych specjalistów wymagana jest zatem znajomość wielu tematów i doświadczenie w różnych obszarach. Nauki społeczne, zagadnienia finansowe, znajomość realiów biznesowych, wiedza na temat pozyskiwania środków finansowych, formalno-prawne aspekty prowadzenia działalności i oczywiście ekonomia społeczna i spółdzielczość – wszystko jest bliskie i dobrze znane naszym specjalistom. Dlatego też problemy diagnozują trafnie, a możliwe rozwiązania i szanse na rozwój wyłapują w okamgnieniu. No, może nie, aż tak szybko, bo animacja to jednak proces i to proces złożony.

Animacja jako proces

Nikt nie powiedział, że zmiany są proste. Istotne jest zaangażowanie i nakłady pracy, a efekty – jak to bywa zazwyczaj – przy większych nakładach są zdecydowanie lepsze.

Animacja to proces tworzenia nowych możliwości i budowania dobrego klimatu wokół spraw, które są dla nas ważne – tutaj są to zagadnienia związane z ekonomią społeczną, budowaniem dobrobytu lokalnego i tworzeniem nowych miejsc pracy, czyli jest to tworzenie warunków do funkcjonowania przedsiębiorstw społecznych.

Osoba do pierwszego kontaktu

Animator to osoba, która doskonale zna możliwości oferowane przez Wielkopolski Ośrodek Ekonomii Społecznej, zna też potencjał przedsiębiorczości społecznej. Jest pierwszą osobą, z którą spotyka się, grupa osób przed przystąpieniem do projektu, przed działaniami innych specjalistów. To animatorzy analizują zastaną sytuację i kierują dalszymi działaniami grup, osób, podmiotów – rekomendują dalsze wsparcie WOES odpowiednio dostosowane do potrzeb.

To animator musi przeanalizować warunki zewnętrzne, rozpoznać charakterystyczne zagadnienia społeczno-gospodarcze danego, środowiska lokalnego i dopasowywać do tych rozwiązań rozwiązania związane z przedsiębiorczością społeczną, te które będą najbardziej efektywne. Do grup i środowisk potrzebujących wsparcia dociera się na dwa sposoby. Pierwszym jest nawiązanie kontaktu z osobami zaangażowanymi w rozwój lokalny: z przedstawicielami jednostek samorządu terytorialnego, organizacjami pozarządowymi, kościelnymi osobami prawnymi czy innymi grupami nieformalnymi. Drugim, bardziej ogólnym sposobem jest diagnoza środowiska lokalnego, która polega na analizie danych zastanych. To drugie podejście zaczyna się od pracy badawczej, aby na dalszym etapie skonfrontować je z rzeczywistością i ludźmi z „krwi i kości”, także na miejscu. Równolegle z Ośrodkiem i animatorem mogą kontaktować się grupy, osoby zainteresowane rozwiązaniem problemów, poprawą sytuacji w swoich środowiskach lokalnym i tak też bardzo często się dzieje.

Tematy na topie

O czym odbiorcy animacji rozmawiali najchętniej? Najważniejsze tematy dotyczyły zmian prawnych i systemowych. Wzrosła świadomość konieczności poszukiwania rozwiązań ekologicznych i potrzeba większego zaangażowania w kreowanie wspólnej, dostępnej wszystkim przestrzeni publicznej.

Po pierwsze więc, rewitalizacja! Specjalnością WOES jest wsparcie środowisk, podmiotów, JST we wspieraniu tzw. rewitalizacji społecznej. Celem tak rozumianej rewitalizacji jest budowanie przestrzeni społecznej i wzmacnianie lokalnego środowiska w taki sposób, aby przy jednoczesnym materialnym i infrastrukturalnym działaniu wzmacniać działania na rzecz społeczności lokalnej. Rewitalizacja społeczna to wieloletni proces mający na celu zatrzymanie negatywnych tendencji społecznych, przeciwdziałanie wykluczeniu społecznemu. Ten proces jest inicjowany i koordynowany przez jednostki samorządu terytorialnego. Dlatego też właśnie najczęściej z przedstawicielami samorządów pracuje nasz dział animacji by, zaplanować i wdrożyć założenia rewitalizacji społecznej.

Spółdzielnia socjalna realizująca zadania własne gminy czy powiatu to drugi popularny obszar współpracy samorządów i działu animacji OWES. Przedsiębiorczość społeczna służąca przede wszystkim aktywizacji i reintegracji zawodowej, ale i społecznej to zarazem doskonałe narzędzie w budowaniu lokalnego rynku pracy, a także zwiększania oferty usług i produktów dla społeczności lokalnej. Bo czy możemy mówić o bardziej lokalnej firmie, niż ta w której pracują mieszkańcy gminy, która jest jednocześnie jej założycielem i jednocześnie realizuje zlecenia na rzecz społeczności lokalnej? Trudno znaleźć lepszy przykład. Dlatego też to rozwiązanie jest wybierane coraz częściej i na coraz większą skalę.

Wreszcie, społecznie odpowiedzialne zamówienia publiczne. Zagadnienie niełatwe, wymagające znacznego zaangażowania nie tylko animatorów, ale też radców prawnych. Dział animacji OWES wraz z innymi specjalistami często pomaga w rozwiązaniu zawiłości dotyczących np. klauzul społecznych.

Dedykowane dla biznesu – partnerstwa społeczno-prywatne

Działania animacyjne dedykowane są nie tylko samorządom. Dział animacji WOES współpracuje również z przedstawicielami lokalnego biznesu. Wśród przedstawicieli biznesu znajdują się coraz częściej tacy, którzy chcą wdrażać w swoich firmach rozwiązania społecznie odpowiedzialne. Język biznesowy jest inny i wymaga również innego podejścia. Inne są również motywacje i cele tradycyjnych przedsiębiorców. Wszystko jednak sprowadza się do jednego – wsparcia społeczności, rozwoju produktu, usług na rzecz lokalnego odbiorcy z poszanowaniem i na rzecz wartości społecznych. Lokalność jest siłą i wartością spajającą interesariuszy w partnerstwach społeczno-prywatnych.

Ścieżka działania animatora

Warto pamiętać, że animacja jest procesem niezwykle indywidualnym i droga do wypracowania takich samych rezultatów zawsze może wyglądać inaczej. Jest to uzależnione od charakteru problemu i potencjału danej społeczności. Gdyby spróbować narysować bardzo ogólną ścieżkę działania, to początkiem byłoby zdiagnozowanie potrzeby. Animatorzy WOES diagnozują potrzebę, a następnie starają się dotrzeć do interesariuszy (w środowisku lokalnym) którzy są zainteresowani rozwiązaniem tego konkretnego problemu. To właśnie interesariusze współpracują z animacją, współuczestniczą w działaniach podczas których odbywa się poszukiwanie rozwiązań, opracowywanie planów i kreślenie harmonogramów działań.

Na koniec dokonuje się łączenia pewnych modeli, rozwiązań, które następnie możemy wdrażać w dalszych częściach realizacji projektu. Tutaj, w zależności od wcześniejszych etapów dostosowuje się znane już praktyki bądź wypracowuje innowacyjne rozwiązania. Dalsze etapy – wypracowywania rozwiązań – są często realizowane przy współpracy z innymi działami WOES. Jeśli zachodzi potrzeba promocji, animator i grupa współpracuje z działem promocji. Jeśli celem jest powołanie nowego podmiotu w środowisku lokalnym, wówczas współpraca nawiązywana jest z działem inkubacji czy też działem doradztwa. W WOES funkcjonuje 8 specjalistycznych działów oraz liczne zespoły i specjaliści zewnętrzni, z których wsparcia korzysta zespół WOES. Wyznajemy zasadę, że to w pracy zespołowej tkwi nasza największa siła.

Narzędzia

W czasie swojej pracy animatorzy OWES korzystają z różnorodnych narzędzi. Są to m.in.:

  • Warsztaty edukacyjne, np. dla uczniów, pracowników naukowych czy osób pracujących z młodzieżą;
  • Sesje dialogowe, czyli sieciowanie środowiska lokalnego wokół pewnego problemu i modelowanie dyskusji w celu osiągnięcia pewnych rozwiązań przy pomocy ekspertów;
  • Praca animatorów „w terenie” – działanie osób wyposażonych w pakiet wiedzy;
  • Narzędzia diagnostyczne, diagnozy, które wynikają z danych zastanych lub z danych wywołanych, czyli takich, które zbierane są np. za pomocą ankiety, poprzez rozmowę czy wywiad pogłębiony;
  • Wydarzenia jak np. fora ekonomii społecznej, których tematyka jest realizowana wokół tematu przedsiębiorczości społecznej;
  • Spotkania sieciujące, w które angażowane są różne środowiska, biznes, jednostki samorządu terytorialnego, a także podmioty reintegracyjne, przedsiębiorstwa społeczne, czyli takie spotkania, które są swoistą platformą wymiany doświadczeń, ale również, gdzie poruszamy ważne tematy merytoryczne;
  • Desk research i propozycje zmian dokumentacji, analiza treści, analiza dokumentów zastanych, proponowane rozwiązania na podstawie zebranych danych;
  • Sieciowanie – tworzenie partnerstw.

Partnerstwa

Początkiem każdego partnerstwa jest ‚’zainspirowanie’ interesariuszy, środowisk, osób pewną ideą. Jednak nic nie dzieje się w odosobnieniu. Następnie wypracować należy jeden kierunek , w którym potencjalni partnerzy mogą wspólnie patrzeć i wspólny cel, który będą chcieli osiągnąć. Następnie trzeba znaleźć partnerów, którzy chcą osiągnąć wspólny cel. Tym wspólnym celem może być np. aktywizacja osób z niepełnosprawnościami lub aktywizacja osób uzależnionych, bądź powstanie jakieś inicjatywy, przedsiębiorstwa społecznego.

Kolejny etap to uzgadnianie tego, co jest porozumieniem. W WOES został przyjęty model, w ramach którego tworzone są partnerstwa ramowe. Ich wewnętrzna struktura jest w każdym wypadku indywidualna. To, co jest w środku, jest ukierunkowane na właśnie cele tych poszczególnych interesariuszy.

Sformalizowanie procesu partnerstwa jest po to, żeby pokazać to, że jesteśmy razem i oficjalnie potwierdzić chęć do działania. Formalizowanie partnerstwa odbywa się poprzez podpisanie dokumentu – umowy partnerskiej bądź listu intencyjnego.

Dział animacji WOES wspiera cały proces nawiązywania, budowy i rozwoju partnerstw, żeby poszczególne osoby działały i osiągały cele, które sobie ustaliły. WOES działa na rzecz wzmocnienia partnerstw oferując dedykowane wsparcie: merytoryczne, środowiskowe, wsparcie negocjacyjne w środowiskach lokalnych.

Partnerstwa – dobre praktyki

W ramach funkcjonujących, nawiązanych przy wsparciu WOES partnerstw powstało wiele bardzo atrakcyjnych inicjatyw. Łącznie wspartych zostało blisko 30 partnerstw działających w różnych obszarach.

W ramach działań animacyjnych wspierane były grupy działające w zakresie realizacji projektów rewitalizacyjnych. Ciekawym rozwiązaniem, jakie udało się wypracować wspólnie z interesariuszami jest aktywizacja terenów pokopalnianych. Problemem w tym środowisku były negatywne skutki zamknięcia kopalni. Problem miał charakter wieloaspektowy – od problemów na rynku pracy po problemy z poszukiwaniem pomysłu na produkt lokalny i rozpoznawalność regionu w kraju. Proces cały czas trwa. Jednym z pierwszych efektów partnerstwa było powołanie do życia Spółdzielni Socjalnej Od deski do deski. Spółdzielnia realizuje usługi na rzecz społeczności lokalnej. Członkami założycielami Spółdzielni są Gmina Brudzew i Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Gminy Brudzew. Działanie inicjatywy aktywnie wspiera Gminny Ośrodek Kultury „Wozownia”.

Innym przykładem interesującej inicjatywy jest Partnerstwo na rzecz utworzenia Inkubatora Kuchennego. Partnerstwo zawiązane zostało przez trzy podmioty – Turkowską Unię Rozwoju – T.U.R. (LGD), Gminę Brudzew oraz PROBIOTICS Polska. Jest to przykład współpracy społeczno-prywatno- -publicznej. Inkubator powstał na terenie Gminy Brudzew w budynku po byłej Szkole Podstawowej w Krwonach.

Koncepcja Inkubatora Kuchennego polega na udostępnianiu mieszkańcom, rolnikom i małym przedsiębiorstwom pomieszczeń wraz z linią technologiczną do przetwarzania owoców i warzyw oraz wypieku chleba.

W ramach usług Inkubatora lokalni mieszkańcy będą mogli wynajmować pomieszczenia i wyposażenie kuchni na godziny oraz korzystać z profesjonalnego doradztwa w zakresie przetwórstwa, ale również pozyskiwania środków na rozwój działalności przetwórczej. Możliwa będzie również sprzedaż wytworzonych produktów w sklepie inkubatorowym. Na miejscu będzie także możliwe oddawanie owoców lub warzyw, aby nie uległy zmarnowaniu. Otwarcie Inkubatora zaplanowane zostało na wiosnę 2019 roku.

Animacja w liczbach

Nasi animatorzy/-ki w ramach trzyletnich działań WOES przejechali/-ły ponad 150 tysięcy km! Samochodem, pociągiem, czasami i autobusem – wszystko, by dotrzeć tam, gdzie potrzebne jest wsparcie. W ramach WOES zorganizowano blisko 30 sesji dialogowych. Odwiedzili każdą gminę w subregionie konińskim, każdy z 7 powiatów w subregionie:

  • Powiat koniński (gminy miejsko-wiejskie: Golina, Kleczew, Rychwał, Sompolno, Ślesin; gminy wiejskie: Grodziec, Kazimierz Biskupi, Kramsk, Krzymów, Rzgów, Skulsk, Stare Miasto, Wierzbinek, Wilczyn, miasta: Golina, Kleczew, Rychwał, Sompolno, Ślesin.
  • Miasto Konin – powiat.
  • Powiat kolski (7 wiejskich: Babiak, Chodów, Grzegorzew, Koło, Kościelec, Olszówka i Osiek Mały; 3 miejsko-wiejskie: Dąbie, Kłodawa i Przedecz; 1 miejska: miasto Koło).
  • Powiat słupecki (gminy miejskie: Słupca, gminy miejsko-wiejskie: Zagórów, gminy wiejskie: Lądek, Orchowo, Ostrowite, Powidz, Słupca, Strzałkowo, miasta: Słupca, Zagórów).
  • Powiat turecki (1 gmina miejska: Turek, 2 gminy miejsko-wiejskie: Dobra, Tuliszków, 6 gmin wiejskich: Brudzew, Kawęczyn, Malanów, Przykona, Turek, Władysławów, 3 miasta: Turek, Dobra, Tuliszków).
  • Powiat gnieźnieński (gminy miejskie: Gniezno, gminy miejsko-wiejskie: Czerniejewo, Kłecko, Trzemeszno, Witkowo, gminy wiejskie: Gniezno, Kiszkowo, Łubowo, Mieleszyn, Niechanowo, miasta: Gniezno, Czerniejewo, Kłecko, Trzemeszno, Witkowo).
  • Powiat wrzesiński (gminy miejsko-wiejskie: Miłosław, Nekla, Pyzdry, Września, gmina wiejska: Kołaczkowo, miasta: Miłosław, Nekla, Pyzdry, Września) Nasi animatorzy przepracowali w ramach WOES ponad 17.280 godzin! Za podsumowanie tego osiągnięcia niech posłużą wnioski z badań psychologa Andersa Ericssona1 , który analizował źródła sukcesu wirtuozów skrzypiec: „aby osiągnąć poziom biegłości odpowiadający klasie światowej w dowolnej dziedzinie, należy zaliczyć 10 tysięcy godzin ćwiczeń”. Naszemu działowi animacji zdecydowanie udało się to osiągnąć.

1. www.focus.pl/artykul/recepta-na-sukces-malcolma-gladwella-czyli-regula-10-tys-godzin

Plany na przyszłość

Animacja WOES cały czas się rozwija. W dalszym ciągu jest jeszcze dużo do zrobienia, a kolejne wyzwania czekają.

W 2018 roku odbyły się dwa wydarzenia sieciujące z Warsztatami Terapii Zajęciowej subregionu konińskiego, po to, by wzmonić aktywizację zawodową osób z niepełnosprawnościami. Jest to model jaki wypracowywaliśmy przez Stowarzyszenie Na Rzecz Spółdzielni Socjalnych wcześniej w ramach Projektu: „Innowacyjny model aktywizacji zawodowej uczestników WTZ”.

Kontynuowane będą również działania polegające na budowie ekonomii cyrkularnej, a także upowszechnianiu społecznie odpowiedzialnych zamówień publicznych, które mogą zwiększyć udział przedsiębiorstw społecznych w realizacji zadań użyteczności publicznej. Samorządy mogą liczyć na merytoryczne wsparcie w tym zakresie. Jednocześnie ważne jest wzmacnianie potencjału liderów lokalnych, bo silni liderzy to silne środowiska lokalne.

Animacja tam i z powrotem, ciągle w ruchu.

Dobry Adres

Spółdzielnia Socjalna Dobry Adres została założona we wrześniu 2013 roku przez powiat słupecki i gminę miejską Słupca. Siedziba spółdzielni znajduje się w Zakładzie Aktywności Zawodowej w Słupcy, w pobliskich Piotrowicach spółdzielnia prowadzi natomiast restaurację Dobry Adres, świadczy również usługi cateringowe.

We współpracy z ZAZ Słupca spółdzielnia prowadzi działania na rzecz osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, ze szczególnym uwzględnieniem osób z niepełnosprawnościami – stanowią one większość z 10 zatrudnionych w spółdzielni osób.

Obok usług gastronomicznych, przedsiębiorstwo oferuje usługę projektowania i produkcji materiałów promocyjnych i reklamowych (poligrafia), w tym wydruki wielkoformatowe, banery zewnętrzne wraz z montażem, nadruki na odzieży, grawer na artykułach biurowych, przedmiotach drewnianych, ceramicznych, metalowych.

W ramach Konkursu Lodołamacze, w edycji 2015 etapu regionalnego Spółdzielnia Dobry Adres została wyróżniona w kategorii „Otwarty Rynek Pracy” podczas regionalnego etapu konkursu „Lodołamacze” w 2015 roku.

www.spoldzielniadobryadres.pl

 

CZĘŚĆ DRUGA - Praktyka